Bernadetta Stępień – Recenzje


Krzysztof Kuliś

Dyrektor Małopolskiego Biura Wystaw Artystycznych w Nowym Sączu
Prezes Stowarzyszenia Pastelistów Polskich

Urodzić się w Krakowie – to szczęście. Mieszkać i żyć w tym mieście – to zaszczyt. Być artystą i tworzyć w Krakowie to odwaga zmierzenia się z tradycją. To ciągłe zanurzanie się w niepowtarzalnej atmosferze historii narodu, cieni wielkich królów i wspaniałych artystów, których majestatyczny korowód tworzy ów genius loci podwawelskiego grodu.
Móc malować w mieście Matejki, Wyspiańskiego, Mehoffera, wielkich profesorów ASP i cyganerii „Jamy Michalikowej” – to nieustająca inspiracja, ale i ryzyko… Bo czyż można być w pełni sobą w mieście, gdzie każde muzeum, stare uliczki, kamienice i pomniki na Plantach ciągle przypominają o dokonaniach wielkich poprzedników?
A jeżeli młodej artystce jaką jest Bernadetta Stępień zamarzy się tworzyć pastelami – to czy może zapomnieć o tych wszystkich malarzach, którzy właśnie tutaj doprowadzili tę technikę do doskonałości?

 


Bernadetta nie zapomina. Doskonale zna dziedzictwo Mistrzów. Jest im wdzięczna za to, że istnieli, że stworzyli wspaniałe dzieła, na których się uczyła. Wie także, że Ich już nie ma – ale Ona jest – i ma dany sobie czas! Czas tworzenia, fascynacji, poznawania, eksperymentowania, radości tworzenia i dzielenia się swoją sztuką z innymi…
Jakże krakowskie z natury jest malarstwo Bernadetty! Bo przecież urodziła się w Krakowie, ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych i Akademię Sztuk Pięknych tym mieście. Tutaj mieszka, żyje i założyła rodzinę – na wskroś przeniknięta duchem miejsca i czasu.
Artystka chociaż wszechstronna, od pewnego czasu z upodobaniem maluje techniką pastelową. Od 1998 roku jej prace są obecne na Ogólnopolskich i Międzynarodowych Biennale Pasteli – organizowanych przez nowosądeckie BWA – zwracając uwagę jurorów tego konkursu.

 


Jednym z nich był śp. Jerzy Madeyski, znany krytyk, teoretyk i popularyzator sztuki – któremu podobały się prace Bernadety – jako bardzo „krakowskie” w nastroju. I tak się dziwnie stało, że już po jego nieodżałowanym odejściu – ustanowioną Nagrodę Jego imienia – otrzymała właśnie Bernadeta Stępień. Dlaczego?

Wystarczy uważniej obejrzeć te piękne kompozycje, jakże młodopolskie z ducha i współczesne w formie. Malowane przeważnie na ciemnym tle prace wyglądają jak barwne, świetliste byty, powołane do istnienia z czarnej pustki…

Widać rozedrgane punkty uderzeń kolorowych świateł, gdzie indziej linearne arabeski rytmicznych, secesyjnych form. Czysty kolor kładziony na czarnym niekiedy podłożu, daje wrażenie świecącego witrażu. A więc mamy do czynienia z wszystkimi zdawałoby się elementami krakowskiego stylu, i to czasów Wyspiańskiego.

 


Jednak Bernadetta jest artystką współczesną i poszukuje własnej tożsamości artystycznej. Zaskakuje widza wieloma niespodziankami w wyszukiwaniu tematów, w sposobie ich obrazowania i rozwiązań formalnych. A to tworzy przedziwne prace, przedstawiające zmultiplikowany akt kobiety bawiącej się z psem. To wychylające się spoza kadru zabawne jamniki goniące czerwoną piłkę. To znowu piękne martwe natury – ale widziane z jakiejś nierealnej perspektywy.

Malowane tajemnicze zaułki, uliczki, zakątki i pejzaże tworzone na plenerach – programowo pozbawiane są dosłowności. Są jeszcze zmysłowe kobiety z nieodłącznym kusicielskim jabłkiem, a także dziesiątki innych prac, w których wspólnym mianownikiem, znakiem rozpoznawczym malarki jest wszechogarniające łagodne światło, które błądząc delikatnymi refleksami wśród scenerii obrazu – wyraża nastrój popołudniowej chwili…

Jestem pewien, że Jerzy Madeyski, wielki krakowianin, znawca i koneser sztuki, byłby zadowolony, wiedząc, że nagroda, upamiętniająca Jego postać przypadła właśnie Bernadecie Stępień – godnej spadkobierczyni najlepszych tradycji malarskich wielu pokoleń krakowskich artystów.

Serdecznie tego wyróżnienia gratulując, życzę jej stworzenia następnych, pięknych prac oraz wielu sukcesów artystycznych.

 


Małgosia

Lubię obrazy Berny S. – małe i duże. Najmniejsze są jak krople wody, w których odbija się wyraziście i świetliście kawałeczek świata. Duże przypominają powiększone fotografie z dzieciństwa – prawdziwego, nie tego, które naprawdę było, lecz tego, które pozostaje w pamięci człowieka jako kraina utraconego bezpieczeństwa i zachwytu.

Zachwyt jest głównym tematem tych obrazów. Takie malarstwo jest bardzo potrzebne w czasach, gdy sztuka odzwierciedla przerażenie światem, każe na niego spoglądać z ironią lub sama obwieszcza swój koniec. Przypomina ono, że patrzenie jest jedną z większych życiowych przyjemności. Radość życia polega na cieszeniu się rzeczami małymi i pozornie prostymi. Dlatego mogę godzinami kontemplować jej plamki światła na jabłkach, strome uliczki z gołębiami i ruchliwe portrety jamnika o wielce adekwatnym imieniu Mozart.

Lubię obrazy Berny także za to, że są takie, jak ich autorka – niczego nie udają. Takie malarstwo jest potrzebne w czasach, gdy artyści zbyt pozują na mędrców, cyników albo przeklętych geniuszy. Przypomina, jaka wartość może mieć ciepło, wrażliwość, prostota.

Lubię obrazy Berny za także za to, że ich Autorka umie malować. Takie malarstwo jest potrzebne w czasach, gdy sztuka zbyt często polega zaledwie na zręcznym pomyśle czy sprawnej autopromocji. Przypomina o znaczeniu talentu i umiejętności.

Lubię obrazy Berny za to, że to są dobre obrazy.

 


Mariola Jankun-Dopart

Bernadetta Stępień jako pastelistka stanowi niełatwy orzech do zgryzienia dla każdego, kto potrzebuje wyrazistych etykiet i szuflad, porządkujących rozumienie świata i ludzi, a więc i samej sztuki. Przylgnęła do niej opinia kreatorki radosnych pejzaży, aktów i scen rodzajowych, kipiących życiem, zatrzymujących upojenie chwilą, światłem, słońcem, radosnym doznaniem, obecnością baśniowego klimatu. Tymczasem każdy, kto przez chwilę głębiej spojrzałby w oczy ich Autorce, nie uwierzyłby, że obrazy te wyszły spod jej ręki: Bernadetta ma przejmująco smutne spojrzenie. Łatwo o pokusę dostrzeżenia w tym dysonansie kreacji jako autoterapii, ucieczki przed małymi i dużymi smutkami. Tymczasem dłuższe obcowanie z tą twórczością, przełamujące efekt pierwszego, powierzchownego wrażenia daje podobny efekt, jak wsłuchanie się w Bernadettę, a nie w treść jej rzeczowych słownych komunikatów, bo artystka twardo stąpa po ziemi.

Chyba z tego twardego stąpania, które już samo w sobie jest odrzucaniem kłamstwa, pozoru, wszelkiej powierzchowności – wraz z całą modernistyczną i postmodernistyczną mitologią artysty – bierze się siła Bernadetty, wspomagająca jej talent. Dyplom na Wydziale Architektury Wnętrz, w połączeniu ze zdolnościami, pozwalałby jej odnosić wielkie sukcesy jako etatowej zaspokajaczce potrzeby sztucznego blichtru, specjalistce od sztucznej duchowej reanimacji efektownych wnętrz, zamieszkiwanych przez współczesne „szkieletów ludy”. Wnętrzarstwo stało się bowiem sztuką dopasowywania komputerowo wykreowanego przez stylistę modnego pejzażu życia wewnętrznego do przekonujących kolorów, faktur, trendów, egzotyczno-folklorystycznych gadżetów, czego artystka jest całkowicie świadoma. Pójście za głosem głębokiej potrzeby, skłaniającej do wyboru trudnej techniki artystycznej – jeśli traktuje się ją z należytą powagą i precyzją – w wypadku Bernadetty okazało się wyborem czegoś więcej niż profesja. To spotkanie powołania i odwagi, talentu i zgody na trudności nie mające nic wspólnego z efektowną mitologią wyobcowanego i „nierozumianego” twórcy zaowocowało oryginalnością artystyczną rzadko obecną na współczesnym rynku produktów, zwyczajowo, choć rzadko adekwatnie nazywanych sztuką.

Kontemplacja pasteli z bogatego dorobku Autorki pokazuje, że w przestrzeni tych dzieł dokonuje się przemiana zarówno tego, co infantylnie radosne, jak i dziecięco proste w prawdziwie dojrzałe. Świat dziecka, elementy baśniowej wyobraźni nie są tutaj naśladowaniem wyobrażeń o tym idealizowanym świecie, nie stanowią repetytorium stereotypów dziecięctwa i baśniowości. Obrazy te epatują tajemnicą prawdziwej dojrzałości, która powoli buduje się na ruinach na zawsze utraconej idylli, wyrasta z odzyskania zgody na świat i życie we wszystkich jego, także szalenie dramatycznych, reprezentacjach. W ten sposób odzyskana zostaje Zasada, która pozwala prawdziwie cieszyć się tym, co nieoczekiwane, chwilowe, mieszające przypadkowy, brzydki przedmiot z wyjątkową gra światła, z odbiciem barwy wirującego obiektu. Ta radość nie ma nic wspólnego ze wszechobecnym światem perlistego śmiechu rodzin uszczęśliwionych przez margarynę czy przejedzonego nową karmą kota.

Piękno świata odbite jest tutaj czasem w zamyślonym spojrzeniu, czasem w chłonięciu ruchu, migotliwego kształtu, kory drzewa, przypadkowych naczyń na ogrodowym stoliku – które same w sobie nie są ani piękne, ani brzydkie. Najciekawsze artystyczne wizerunki nie stały się w omawianej twórczości efektem jakiejkolwiek „antywnętrzarskiej” estetyki czy innej ideologii, są czystą sztuką w tym znaczeniu, że w niewykoncypowany sposób manifestują zarówno nowe wcielenie coincidentia oppositorum, jak i trochę przewrotną aktualizację tańca śmierci. Wszystko, co stara się pokazać Bernadetta dokonuje się przecież ostatecznie, bezpowrotnie odchodzi w przeszłość: dzieciństwo przechodzi we własne wspomnienie, dziewczęcość jest tu prawie-kobiecością, spojrzenie dojrzałej kobiety zapowiada pożegnanie ze światem na zawsze utraconym na rzecz świata sztuki. To w nim dokonuje się cud odzyskania konkretności zmysłowych doznań, możliwych tylko w pierwszym kontakcie z nowym wcieleniem świata, w spotkaniu: dziecka ze skórą matki, zapachem trawy, drewnianej ławki i plastiku, ucznia z zapachem szkolnej kredy, ciała z pieszczotą i uderzeniem, oka ze świetlistą barwą i ponurą ciemnością. To, co pierwsze staje się zarazem ostatnie, bo rodzi nową już świadomość i nowe widzenie. To, co ocalone przez sztukę nie jako przypadkowy obraz, lecz jako miłość do tego, co w niej się odradza, mieszka w spojrzeniu Autorki. Tam wciąż rodzi nowe, zarazem ostatnie i pierwsze, radosne i smutne obrazy rozwijającego się jak nieskończony wachlarz świata.


Józef Opalski

Melancholia

Czyliś oddychał już jedliną,
Pod sosną czyliś dumał,
Czyliś zapoznał się z gadziną
I z wierzbą się pokumał? […]

Stanisław Wyspiański

Zapraszam Państwa do krainy Bernadetty Stępień. Krainy przedziwnej. Pełno w niej niby słońca i koloru, ale gdzieś, w tych przestrzeniach, tai się smutek. Może dlatego przypomniałem sobie o wierszu Wyspiańskiego? Może dlatego, gdy oglądam te obrazy, przypominają mi się impresjoniści, przychodzą na myśl wiersze modernizmu, muzyka Mahlera i Debussy’ego… Panuje w nich jakaś cisza i przygnębienie. Dziwne połączenie swojskiego pejzażu z fantasmagorią… Jak w kalejdoskopie przesuwają się kształty, myśli, kolory… jakaś bolesna zaduma nad kondycją naszą.

Przesuwają się gile, ale nie rozszczebiotane, zastygłe w bezruchu, kolorowe domy, ale bez ludzi, dziewczyna, jak z Chagalla, wpatrzona w szklaną kulę i otoczona fruwającymi zabawkami, dziewczynka, niebywale smutna, o zielonych oczach i tonąca w zieleni, jamnik, wśród kwiatów i owoców, ale o niezbyt pewnej minie, nadmorski dom i bawiące się na nim światłocienie, zielony pejzaż, pozornie radosny, a przecież z dławiącą nutą melancholii, chata wśród malw, zgiełk miejskiej młodzieży, wyraźnie osamotnionej, jaskółki oczekujące… Nawet skąpane w zieleniach pejzaże są mało radosne, a biały kot, jest tak samo opuszczony jak rower pod murem, na którym ktoś wydrapał napis: „I love Debussy”…

Berna zaprasza nas do krainy swojej wyobraźni, swojej wrażliwości, subtelnej i kruchej. Trzeba w niej przebywać delikatnie, nie łamiąc jej ciszy, nie rozpychając się, i nie wrzeszcząc.

Wtedy poczujemy całą jej świetlistość i melancholię. Wtedy jeszcze wyraźniej przypomni nam się Wyspiański: Nie na to dałem ci talent, człowieku, byś krzywdę czynił, lecz byś krzywdę znosił.


Małgorzata Zięć

Dyrektor Biura Promocji i Współpracy
Starostwa Powiatowego w Krakowie

Moim spotkaniom ze sztuką Bernadetty Stępień od pierwszej chwili towarzyszą dwa uczucia: oczarowanie i wzruszenie. Pierwsze nasze spotkanie miało miejsce w 2009 roku przy okazji organizacji wystawy artystów z powiatu krakowskiego „Wędrówki przez Sztukę” w ramach III Dni Małopolski w Brukseli.

Pokazane na tej wystawie piękne prace artystki zaprosiły widza do miejsc i chwil, do których chce się stale wracać. Do trochę nierealnego, mimo całej realności, ulotnego i tajemniczego świata. Każda kolejna wystawa i spotkanie pogłębiały te odczucia i moje postrzeganie Bernadetty jako artystki, która bez żadnego kalkulowania reaguje szybko i intuicyjnie na ludzi, miejsca, sytuacje, by zachować ich niepowtarzalność i urodę.

 


 

Maliarsky plenér v Zázrivej

Plener malarski w Zázrivej